czwartek, 26 lipca 2012

Rozdział dwudziesty ósmy. 


Było bardzo późno i nie chciałam wrócić do domu, Harry zadawał by mnóstwo pytań a ja za wszelką cenę chciała bym ich uniknąć. Powinnam wrócić do domu pani Smith, bo muszę być z Avalon dopóki ona nie wróci, ale nie wiem czy to dobry pomysł. Pobiegłam do parku i usiadłam na pierwszej lepszej ławce, włożyłam słuchawki w uszy i zaczęłam słuchać dubstep'u, wiem, że to nie muzyka relaksacyjna, ale dodaje mi siły. Siedziałam tam dobrą godzinę i w końcu postanowiłam wrócić do Justina. Weszłam do domu i zastałam Justina siedzącego na kanapie i oglądającego TV.

- Przepraszam, Justin. Nie chciałam. - burknęłam a on momentalnie odwrócił się w moją stronę.
- Zdziwiłem się, bo wszystkie dziewczyny mnie pragną a poza tym, to bolało.
- Ja wiem, nie chciałam, po prostu to był takie odruch, a musisz się przyzwyczaić, że nie wszystkie dziewczyny są w tobie zakochane, jesteś tylko człowiekiem...- usiadłam obok niego.
- Ja jestem Justin Bieber!
- Nie przesadzaj, bo zniechęcasz mnie do siebie.- syknęłam.

- Dobrze, przepraszam. A właściwie to dla czego uciekłaś?- zapytał i uniósł jedna brew.
- A ty byś nie uciekł jak byś mnie drasną nożem?..Tylko to mi wpadło do głowy, bo przecież nie powiem mu, że musiałam uciec, bo miałam ochotę spróbować jak smakuje.
- No pewnie tak. Dobra, zakończmy temat i zapomnijmy o tym, zgoda?..-rozchylił ręce do uścisku.
- Jasne, zgoda. - przytuliliśmy się.
- Aha, i żeby było jasne, nie zarywaj do mnie, ja mam Harrego i bardzo go kocham. 
- No dobra, ale wiesz, jesteś fajna i ciężko mi będzie...-uśmiechnął się.
- Bieber, ty sobie grabisz no..
- Mam do ciebie pytanie. Mój dobry znajomy niedługo się żeni i nie mam partnerki. Może chciała byś pójść ze mną? 
- Ja i ty?
- No tak, czy coś jest nie po twojej myśli?
- No wiesz, jak ty to uważasz jesteś JUSTIN BIEBER! a ja tylko Beata, więc jest różnica.
- A co ty się martwisz, na pewno będzie super.
- Ale w co ja mam się ubrać?
- To co uważasz. Więc się zgadzasz?
- No tak, niech Ci będzie. Ale kiedy to jest?
- Jutro więc nie masz za dużo czasu. Wróć do domu i wyśpij się, przez ten czas który Ci został a potem przyjadę po ciebie około 15, tylko przygotuj Harrego jasne?
- Huh, bardzo dużo czasu mi dałeś, a poza tym to jak zwykle Harry się zgodzi. Obiecuję, że pójdę.
 ________________________________________________________________
Sobota, godzina 08.00

- Nie!..-krzyknął Harry.
- Dlaczego?!
- Bo to Bieber, nie zgadzam się na to!
- Harry, przestań zachowujesz się jak małe dziecko. Przecież nic nie zaszło między nami, ani nie zajdzie. Mówiłam Ci o tym tyle razy. A poza tym to co ja co ci się tłumaczę. I tak pójdę, już mu obiecałam.
- I tak cię nigdzie nie puszczę. - odkrzyknął.
- Jeżeli mnie nie puścisz, to się na ciebie obrażę.
- Jasne, ja znam te twoje obrażanie.
- Jesteś tego pewien?
- Tak, nie dasz mi rady powiedział..- podbiegłam do niego i pchnęłam na kanapę. Sama zamknęłam się ze wszystkimi rzeczami w pokoju na klucz. Miałam dość dużo czasu, ale znając mnie i tak zabraknie. 
- Beata! otwórz te drzwi! natychmiast!..- krzyczał i szarpał za klamkę. 
- Nie! jak będzie trzeba to wyjdę oknem!
- Jak chcesz to zrobić!? mamy okno z widokiem na krzaki!

- Dam sobie radę..-odpowiedziałam z tonem jak bym była obrażona.


Poszłam do łazienki, zrobiłam makijaż pod kolor sukienki i zrobiłam loki. Większe kosmyki włosów koło twarzy wzięłam do tyło i spięłam mała białą żabką. Założyłam brzoskwiniowe kolczyki i pomalowałam paznokcie na biało. Założyłam tą sukienkę.


Oraz takie buty.


 
Byłam bardzo zadowolona. Bo przyznam się, że uważałam iż wyglądam cudownie, tak skromność to moje trzecie imię, drugiego nie zdradzę chodź jest bardzo popularne. Siedziałam jeszcze chwilę w pokoju, otworzyłam powoli zamek i wyszłam z pokoju. Na szafce siedział Harry i przyglądał się z uwagą.
- Wyglądasz niesamowicie! 
- Dziękuję a teraz wybacz Justin na mnie czeka.
- "Justin na mnie czeka" bla bla bla..-przedrzeźniał mnie.
- Nie irytuj mnie. Dasz sobie radę?
- No nie nie dam, idź już. Coraz bardziej jestem zazdrosny.
- Oh Harry, nie masz o co. Pa..-powiedziałam i ucałowałam go.


Z limuzyny wysiadł Justin i podszedł do mnie. 
- Wyglądasz cudownie!..-powiedział i mnie przytulił. Widziałam, że temu wszystkiemu przygląda się Harry i ma minę typu - *Jeszcze raz ją dotknij, policzę się z tobą* Szczerze mówiąc, to chciało mi się śmiać, bo nigdy go takiego nie widziałam.
- Dziękuję ..-odpowiedziałam i wsiadłam do samochodu.
- Cieszysz się, że jedziesz ze mną? Jak przyjął to Harry?
- Tak cieszę się, to na pewno będzie świetna zabawa. A Harry jak to Harry, jak zwykle był na nie, bo uważa cię za podrywacza. Ja się z nim zgadzam, ale przecież między nami nic nie będzie.
- Oj no weź, ja nie jestem podrywaczem. No może trochę, ale jak kobieta mówi nie, to nie. Nie będę jej do niczego zmuszał a to ostatnio to było pod pływem alkoholu i nie panowałem nad tym.
- Ale mi nie o to chodzi, tylko wiesz jaki on jest. Nie raz przekonasz się, jaki potrafi być kiedy jest zazdrosny. Nie co dzień jego dziewczyna wychodzi z Justinem Bieberem na ślub.
- No tak, więc może lepiej, jak byśmy się nie spotykali więcej?
- Nie, dla czego tak mówisz? Przecież mam prawo mieć innych znajomych, nawet jeśli są płci przeciwnej. 
- Masz rację gdybyś była ze mną ja bym to szanował...-uśmiechnął się i objął mnie.
- Biebs, nie denerwuj mnie, już Ci coś mówiłam. 
- Dobra chciałem spróbować i będę próbować...pamiętaj.
- Tak jasne jasne.  A daleko jeszcze?
- Nie już jesteśmy. 

Wysiadł i otworzył mi drzwi. Kiedy wysiadłam z limuzyny ujrzałam cudowny hotel, wielki wieżowiec, o którym nie śniło mi się. Byłam zszokowana. Weszliśmy do środka i oczy wszystkich od razu skierowały się na nas. * Z kim to Justin Bieber przyszedł?* *Przecież nie znamy tej dziewczyny* czułam się głupio, nie lubię za bardzo przebywać w centrum uwagi, a przecież to państwo młodzi powinni być. 
Weszliśmy do sali balowej i usiedliśmy przy stoliku. Była Shakira razem z Pique. Byłam w niebie, mogłam poznać te wszystkie gwiazdy, zawsze marzyłam, żeby poznać chociaż jednego piłkarza z Hiszpanii, a tutaj poznałam wszystkich, bo wszyscy byli zaproszeni. Chyba będę wdzięczna Bieberowi do końca życia. Jak się okazało tym znajomym który bierze ślub jest Iniesta. To jakby spełnienie marzenia, chciałam być tylko na Camp nou a byłam na ślubie jednego z nich. To jest coś, co zapamiętam do końca życia. 
_____________________________________________________________________
Ponieważ byliście niegrzeczni, nie napisałam wszystkiego co chciałam, zatrzymałam akurat w takim momencie. Nie powinnam w ogóle dodawać rozdziału, ale pod namową pewnej osoby i chyba sama wiem jakiej, dałam. Nie chciałam jej zawieść i podziękować za takie wsparcie. Rozdział jest jaki jest, to do was należy opinia więc piszcie co myślicie. Pozdro.

poniedziałek, 16 lipca 2012

OGŁOSZENIE ! 
Zawieszam bloga na jakiś czas beacuse nikt tego nie czyta i nie komentuje... jak stwierdzę, że komuś na tym zależę, to odnowię bloga....Ave.

czwartek, 12 lipca 2012

 Rozdział dwudziesty siódmy.

Nazajutrz Harry obwieścił mi wiadomość, za którą z chęcią bym go zamordowała.

- Co zrobiłeś? – darłam się na niego przygotowując śniadanie. – Zaprosiłeś tu moją matkę? Ale po co? Wyjaśnij mi to, ZARAZ. – spiorunowałam go wzrokiem. Harry skulił się na krześle i spojrzał na mnie robiąc minę niewiniątka.

- No chciałem żebyś z nią pogadała… Wiesz, powiedzenie „hej mamo! Ja żyję!” na pewno jej nie zadowoliło w stu procentach… - na jego twarzy zawitał promienny uśmiech. – Powinnaś jej to wszystko wyjaśnić. – prychnęłam i zajęłam się robieniem jajecznicy. Może i miał rację, ale kompletnie nie miałam ochoty mamie wyjaśniać tych wszystkich zawiłych spraw z moimi hybrydzimi genami…

- Kiedy tu będzie? – zapytałam. Ze złości na to lokowane stworzenie na krześle, prawie że przypaliłam jajka.

- Po południu. – jego głos wydał się dziwnie piskliwy. – Nie zabijaj mnie, proszę. – chłopak podszedł do mnie i przytulił.

- A wiesz że bym chciała? – zdjęłam patelnię z kuchenki i odwróciłam się w jego stronę.

- Ale wiesz czym to grozi? – puścił oczko w moim kierunku.

- Niestety. – westchnęłam. – Tylko jak ja jej to wszystko wyjaśnię?

- Normalnie. Jeśli będziesz owijała w bawełnę, tylko się niepotrzebnie namęczysz… Walnij jej to prosto z mostu, i po sprawie. – mówił nakładając jajecznicę na dwa talerze.

- Taa… Już to sobie wyobrażam, „słuchaj mamo, ale jest jedna sprawa. Wiesz czemu żyję? Ponieważ mam hybrydzie geny! Super, nie?”. Nie widzę w tym nic prostego… - jęknęłam siadając na krześle.

- Ale nie masz innego wyjścia. – ledwo co go zrozumiałam.

- Najpierw zjedz, a potem mów. – upomniałam go grzebiąc w swoim talerzu. Ta jego „wspaniała” informacja kompletnie pozbawiła mnie apetytu. Nagle rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.

- Taa… Po południu… - mruknęłam wstając. Szybkim krokiem podeszłam do drzwi i je otworzyłam.

- Hej skarbie. – przywitała mnie mama z promiennym uśmiechem.

- Hej. – uścisnęłyśmy się na powitanie.

- Dzień dobry! – rykną z kuchni Harry, a mama  lekko się zaśmiała.

- Dobry. – odkrzyknęła w jego kierunku. – Harry mówił mi przez telefon, że chcesz mi coś pilnie wyjaśnić. Więc jestem. – ponownie się uśmiechnęła. Bardzo pilnie, pomyślałam.

- No… - usiłowałam zacząć, lecz głos uwiązł mi w gardle. – Może pójdziemy do jakiegoś parku, czy gdzieś… - zapytałam mamy kiedy wchodziłyśmy do salonu.

- Po co córeczko, przecież tu też jest dobrze. – wzięłam głęboki wdech.

- Muszę ci wyjaśnić, dlaczego żyję. – powiedziałam na jednym wydechu. Mama spojrzała na mnie unosząc jedną brew do góry.

- Słucham. I nie ukrywam, że chciałabym wiedzieć, jak to się stało, że mimo tego iż widziałam cię martwą… Mogę z tobą rozmawiać. – głos mamy stał się poważny.

- Cała sprawa tkwi w genach… Hybrydzich genach. – brew mamy powędrowała jeszcze bardziej w górę. – Tak, nie przesłyszałaś się. Genach hybrydy… - w skrócie wyjaśniłam mamie o całej sprawie i o tym, co zrobiła dla mnie Gosia.

- I już nią nie jesteś? – zapytała kiedy skończyłam.

- Nie. Ale mogę być. - mama ściągnęła brwi.

- Zaklęcie  Gosi, będzie trwało tak długo dopóki… Dopóki nikogo nie zabiję. – wymamrotałam. Usłyszałam że siedząca koło mnie mama głośno zaczerpnęła powietrza. – Nie martw się. Nie mam zamiaru tego robić. Umiem się opanować. – jak na razie umiałam. Jeszcze nie naszła mnie ochota aby to zrobić, z wyjątkiem dzisiejszego poranka. Mama posłała w moim kierunku blady uśmiech. Odwzajemniłam go i spojrzałam na zegarek.

- O matko, to już jest 14? – nawet nie zauważyłam jak szybko upłyną mi czas na rozmowie z mamą. Wstałam z kanapy i pognałam do przedpokoju ubrać buty. – Przepraszam mamuś, ale muszę już iść. Avalon czeka.

- Kto? – zapytała mama wchodzą ca mną na korytarz.

- Pracuję jako niania. – tłumaczyłam mamie zakładając buty. – Avalon, to córka pani Smith. Opiekuję się nią. – mama pokiwała głową zamyślona. Najwidoczniej próbowała przyswoić sobie to co przed chwilą jej tłumaczyłam. W końcu te geny z nikąd się nie wzięły, ona albo tato musieli mi je przekazać.

- Muszę już iść, bo zaraz się spóźnię, do ich domu jest kawałek. – otworzyłam drzwi i spojrzałam w kierunku wciąż zamyślonej mamy.

- Dobrze, dobrze. Ja tu zostanę. O której wrócisz?

- Em… Około 20? Zależy o której wróci pani Smith. – mama ponownie pokiwała głową. – Pa. – mruknęłam i wyszłam. Po głowie ciągle chodziła mi ta rozmowa. To musiał być dla mamy szok, tak samo jak dla mnie kiedy obudziłam się dwa metry pod ziemią przysypana piachem… Wyszłam na dwór. Chłodny podmuch wiatru owiał moja twarz. Szybkim krokiem udałam się w kierunku domu pani Smith. Nie miałam ochoty wzywać taksówki, musiałam ochłonąć po całej rozmowie z mamą. Gdybym szybciej dostała się na miejsce nie miałabym na to aż tak wiele czasu. Doś długa droga jednak minęła mi zbyt szybko. Spojrzałam na zegarek, była 14:30, idealnie. Zapukałam do drzwi. Momentalnie otworzyła je pani Smith.

- Dzień dobry. – powiedziała i wpuściła mnie do domu.

- Dobry. – odpowiedziałam kobiecie która udała się do salonu. Na jednej z kanap siedziała mała Avalon. Kiedy dziewczynka tylko nie zobaczyła, przybiegła do mnie i przytuliła się do moich nóg.

- Beata! – zapiszczała radośnie. – Fajnie że już jesteś. – uśmiechnęłam się do dziewczynki i pogłaskałam ją po głowie.

- Ja też się cieszę.

- Beato. – zaczęła pani Smith. – Z Avalon posiedzisz tak do 23. Pieniądze na jedzenie masz na blacie w kuchni. Życzę wam miłego dnia. – dodała kierując się już w stronę wyjścia. Mała odprowadziła ją smutnym wzrokiem. Zauważyłam że po policzku spłynęła jej maleńka, kryształowa łezka. Dziewczyna czym prędzej starła ją wierzchem dłoni. Nagle ogarnęło mnie wielkie współczucie dla tej małej istotki. Te biedne maleństwo pewnie czuło się nieswojo w domu bez swojej mamy… Kucnęłam przed smutną twarzą dziewczynki.

- Uśmiechnij się. Razem będziemy się świetnie bawić. – na twarzy Avalon pojawiło się coś na kształt uśmiechu. Jak na małe dziecko, była dość dojrzała. Wzięłam małą za rękę i poprowadziłam do jej sypialni.

- To w co chcesz się bawić? – zapytałam przeglądając obszerną półkę z gigantyczną ilością zabawek.

- Nie chcę się bawić. – burknęła. – Opowiesz mi coś? – z ciepłym uśmiechem obróciłam się w jej stronę.

- Oczywiście. Opowieść o księżniczce Avalon. Może być? – na twarzy dziecka pojawił się promienny uśmiech.

- Tak! – zapiszczała radośnie i usadowiła się na łóżku. Usiadłam koło niej, i zaczęłam swoją opowieść.

- Dawno, dawno temu, w magicznej krainie żyła księżniczka Avalon. Ale nie była to zwykła księżniczka. Była magicznym elfem. – Avalon przybliżyła się do mnie. Kiedy spojrzałam w jej kierunku, ujrzałam tylko wielkie wpatrzone we mnie z zaciekawieniem oczy. – Pewnego dnia…



  Moja opowieść ciągnęła się i ciągnęła, aż mała zasnęła z głową na moich kolanach. Najdelikatniej jak potrafiłam, położyłam jej głowę na poduszkę, a ciało przykryłam kocem. Na paluszkach wyszłam z pokoju i zgasiłam światło. Powoli dochodziła 18. Szybkim krokiem udałam się w kierunku kuchni, ponieważ od opowiadania przeraźliwie zaschło mi w gardle. Było to uczucie bardzo zbliżone do głodu hybrydy. Skrzywiłam się lekko na wspomnienie, jak w tamtym okresie mojego życia, gardło potrafiło mnie koszmarnie piec. Kiedy doszłam do kuchni, do szklanki nalałam wody i usiadłam na blacie. Ogarniała mnie taka cisza, że nawet moje oddechy wydawały się nieść echem po domu. Myślami ponownie wróciłam do porannej rozmowy. Czy mama już się z tym oswoiła? Spojrzałam na telefon. Nic. Żadnej wiadomości, ani nieodebranego połączenia. Wsunęłam telefon do kieszeni i upiłam kolejny łyk wody. Ciszę wokół mnie, rozdarło otwieranie zamka od drzwi. Zeszłam z blatu i szurając nogami weszłam do holu. Przede mną stał nie kto inny jak Justin. Na jego widok skrzywiłam się znacznie, i powrotem wróciłam do kuchni. Chłopak z głośnymi krokami udał się za mną.

- Hej. – powiedział, a raczej wychrypiał. Usłyszałam za sobą jak łapie za butelkę wody. W niecałą minutę zdążył ją opróżnić. Nagle poczułam woń alkoholu. No jasne. Był pijany. Niechętnie odwróciłam się w jego stronę.

- Nie budź Avalon. Lepiej żeby nie widziała brata w takim stanie. – burknąłem w jego kierunku.

- No. – Bieber opróżniał już kolejną butelkę wody. Zniesmaczona patrzyłam na niego jeszcze kilka chwil, aż zaburczało mi w brzuchu. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam składniki potrzebne mi do zrobienia kolacji. Kiedy dość ostrym nożem kroiłam pomidora, poczułam czyjeś ręce na mojej talii. Odwróciłam się, z nożem w ręce.

- Co ty wyprawiasz? – zapytałam opryskliwie chłopaka. Spojrzał na mnie podpitym wzrokiem. Nie zdjął jednak rąk z mojej talii. Na jego twarzy pojawił się krzywy uśmieszek.

- A co? Nie podoba ci się? – jego dłonie powędrowały wyżej. Nie myśląc co robię, przyłożyłam dłonie do jego klatki piersiowej i z całej chwili odepchnęłam w tył. Z łomotem poleciał na szafki. Wyczułam że coś wilgotnego skapuje z mojej dłoni. Kiedy przeniosłam na nią wzrok, aż się przeraziłam. Krew spływała z ostrza noża na rękojeść, a następnie na moją rękę gdzie wsiąkała w rękaw koszuli albo skapywała na ziemię. Panicznie spojrzałam w stronę chłopaka. Jego T-shirt był rozcięty na prawej piersi, co uwidaczniało płytką, choć strasznie krwawiącą ranę. Justin skrzywił się z bólu.

- Auć. – sykną. – Rozumiem że nie lubisz jak się ktoś do ciebie przystawia, ale żeby z nożem?

- Prze… Prze… Przepraszam. – bąknęłam.

- Nie przepraszaj tylko podaj mi jakąś ścierkę. – Bieber usiłował zatamować coraz słabiej lecącą krew koszulką. Jak przybita do podłogi, rzuciłam w jego kierunku ręcznik. Mój wzrok wciąż był wbity w krew, a w gardle poczułam znajome pieczenie. Moja prawa noga zrobiła krok w kierunku krwawiącego.

„Co ty robisz! Opanuj się!” – krzyczało coś w mojej głowie. Walcząc sama ze sobą cofnęła nogę i odwróciłam wzrok. Nie mogłam się na niego rzucić. Nie mogłam ponownie stać się krwiożerczą hybrydą.

- Muszę iść. – burknęłam i jak oparzona wybiegłam z kuchni. Mimo tego, że martwiłam się czy chłopakowi nic nie będzie, musiałam to zrobić. Nie miałam innego wyjścia jak ucieczki z tej przepełnionej zapachem krwi kuchni. Kiedy wybiegłam na dwór, i zaczerpnęłam świeżego powietrza, uspokoiłam się lekko. Jednak nie na tyle, żeby zapomnieć o tym co chciałam przed chwilą zrobić. Nie mogłam wyrzucić z pamięci tego przepięknego zapachu świeżej, ludzkiej krwi… 



No i jest nowy, chyba wyczekiwany przez wszystkich. Ja odpowiednio podziękuję odpowiednim osobom. Mam nadzieję, że się podoba i oczekuję, że komentarzy też ni będzie za mało. Pozdro.

Kliknj - zobaczysz więcej
 

poniedziałek, 2 lipca 2012

rozdział dwudziesty szósty.

- Ja wiem, ale Bieber jest do wszystkiego zdolny. Uwierz, znam go.
- Oj, Harry nie przesadzaj, na pewno nie jest taki zły, chociaż te jego oklepane teksty..ugh..
- Jakie teksty ? ..ja się nie zgadzam, żebyś ty opiekowała się nim..-powiedział stanowczo Harry.
- Nie nim, a jego siostrą..-powiedziałam i przewróciłam oczami.
- Mniejsza o to..
- Przestań, chyba nie chcesz się kłócić o jakiegoś Bimbera..
- Chyba Biebera.
- Nie ważne, chodźmy teraz spać jutro znowu muszę tam iść.
-  Że co ? ..przecież mieliśmy razem spędzić dzień.
- A no taak..poczekaj zadzwonię do pani Smith.
Wzięłam telefon  i wykręciłam numer.
- Witam Panią, chciałam zapytać, czy jutro też muszę przyjść do małej Avalon, bo mam plany z chłopakiem.
- Dobrze że dzwonisz. Tak, oczywiście, jutro chyba nawet będziesz musiała zostać na noc, bo ja będę cały czas w pracy.
- A Justin ?
- On wychodzi gdzieś, na jakieś spotkanie więc nie będzie mógł się nią zająć.
- No..ja nie wiem.
- Zapłacę Ci potrójnie.
- No dobrze, więc przyjdę. Do zobaczenia jutro...-Rozłączyłam się. Pieniądze się zawsze przydadzą a tam będę miała co robić.
 ____________________________________________

- Harry, kochanie mam dla ciebie złą wiadomość.
- Co się stało ?! Nie zrywasz ze mną ? ...- Nieeee....mój los nieszczęśnika, pogrążę się w rozpaczy, utop mnie w studni, nie chcę żyć.
- Harry, pacanie dobrze się czujesz ? ..- Zaczęliśmy się śmiać. - Nie nie zrywam z tobą, ale jutrzejszego dnia nie spędzimy razem.
- No to chociaż wieczór..-poruszył śmiesznie brwiami.
- Nie, ja będę tam spała..-podrapałam się po karku.
- Co ?! nie zgadzam się,a ten Bimber tam będzie ?
- Nie, on ma jakieś spotkanie.
- Nigdzie nie idziesz, nie będziesz się nigdzie szlajała.
- Ale Harry, ona mi zaproponowała potrójną stawkę.
- Aha, no to co innego..-powiedział, złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
- Ty materialisto ! nie zasługujesz na mnie.
- Nie mów tak, wystarczy że pies mi zdechł, wpadł pod pędzącego tira....-spojrzałam na niego jak na debila i oboje rzuciliśmy się na łóżko i śmialiśmy się w niebo głosy.
- To jak ? ..co będziesz jutro robił ? ...-zapytałam siadając na niego.
- Nie wiem, pewnie pójdę do baru, nachleję się jak bąk i wezmę pokój i dziwkę, jak co dzień..-zaśmiał się po cichu.
- Harry, ty jesteś na serio jakiś ograniczony, że ja się z tobą zadaję, może powinniśmy trochę przystopować ?
- Nie ! ..Pasujemy do siebie, kocham cię niesamowicie...- powiedział i namiętnie mnie pocałował.
- No dobra dobra. Choć już spać...-położyliśmy się pół godziny później. Przytuliłam się do Harrego i zasnęłam.
Wstałam rano, poszłam do łazienki, uczesałam się, zrobiłam lekki makijaż i ubrałam to :

 
Zjadłam śniadanie i wyszłam z domu. Przez całą drogę prześladował mnie sms'ami Harry.Miałam ochotę rzucić telefonem o ziemię ale szkoda mi go było (telefonu oczywiście ;) )
 Doszłam do domu Pani Smith i od razu drzwi otworzyła mi Avalon.
- Hej, mała.
- Cześć ! Będziesz u nas spała, ale fajnie. Będziemy układać puzzle, bawić się lalkami i piec babeczki !
- Eemm..tak jasne. Wydusiłam fałszywy uśmiech.
Przyszła Pani Smith...
- Witaj moje dziecko, tu masz klucze i jakieś pieniądze, jak byście chciały to zmówcie pizze, albo coś innego zależy na co będziecie miały ochotę.
- Jasne, nie ma sprawy.
- Justin wróci dopiero około 05.00 a ja wrócę dopiero o 11.00 mamy dużo pracy i każda minuta jest cenna.
- Oczywiście damy sobie na pewno radę, a gdzie ja mam spać ?
- Jak chcesz, to możesz w pokoju Justina albo gościnnym.
- Dobrze, to ja raczej wezmę gościnny.
- Dziewczyny, bawcie się dobrze, ale nie za dobrze. Żebym miała do czego wracać...-uśmiechnęła się i zaraz wyszła.
- To co robimy ? ..-zapytała Avalon.
- No nie wiem, na co masz ochotę ?
- Może pójdziemy do Justina ?
- Nie..nie za bardzo mam ochotę, a poza tym nie będziemy mu przecież przeszkadzać.
- Ale on sam zaproponował, że jak będziemy chciały to żebyśmy poszły.
- Ale, nie chcesz pobawić się w dom, albo lalkami ?
- Nie, ja chcę iść do Justina..-powiedziała i wzięła mnie za rękę.
Szłyśmy dobrą godzinę, po drodze wstąpiłyśmy do Starbucks, ja wzięłam sobie kawę a ona shake czekoladowego. Doszłyśmy do tego studia ? ...nie wiem dokładnie co to było.
- Heeeej Justin ! ..-krzyknęła od progu Avalon.
- Cześć mała ! co u ciebie ?  ...- zapytał z troską.
- Fajnie ! Przyprowadziłam Beatę...-pokazała na mnie palcem a ja spaliłam buraka.
- Cześć, Beata. Chciałem cię przeprosić.
- No cześć, za co ?
- Za moje zachowanie w domu, jak ostatni dupek cię potraktowałem., wybaczysz mi kiedyś ? ..-zapytał rozchylając ręce.
- Jasne...-odpowiedziałam i się przytuliliśmy...
Rozmawialiśmy z dwie godziny i przyznam, że Justin jest bardzo miły i mogli byśmy się zaprzyjaźnić. Ale kto go tam wie, co siedzi mu w głowie. Wyszłyśmy i miałyśmy iść prosto do domu, ale wesołe miasteczko było niedaleko parku więc za namową Avalon poszłyśmy i wykorzystałyśmy wszystkie kolejki a potem było nam nie dobrze. Wylądowałyśmy w domu dopiero około 20.10. Zrobiłam jej na kolację tosty i poszła się wykąpać. Położyła się spać równo o 21.00 i pół godziny później już spała. Ja poszłam się wykąpać, napisałam do Justina sms'a czy mogę pożyczyć od niego jakąś koszulkę do spania bo przez ten pospiech niczego nie spakowałam. Oczywiście się zgodził. Wzięłam koszulkę "Ramones" i poszłam do łazienki. Zadzwonił Harry więc jak mogła bym nie odbierać ? 
- Hej skarbie, jak tam ? ..-zapytał Harry.
- No dobrze, właśnie będziemy szli się kąpać.
- Szli ? 
- No tak, ja i Justin...-powiedziałam i miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
- CO ?!?! czy ja mam tam przyjechać i obić mu ryj ? ..- odpowiedział i po tonie jego głosu usłyszałam, że się wkurzył.
- Żartuje głupolu, jak mogła bym cię zdradzić ? ..-zapytałam i zaczęłam się śmiać.
- Ty weź mnie nie denerwuj, chcesz żebym na zawał zszedł ? 
- Niee, no coś ty misiek. Dobra kończymy bo ja jutro muszę wstać i zrobić śniadanie Avalon a poza tym jestem zmęczona.
- No okey, a gdzie śpisz ? 
- Miałam spać w gościnnym ale jak byłyśmy u Justina to padało i trochę zalało pokój więc będę spała u niego w pokoju. 
- Nie, no to już jest przesada. Najpierw u niego siedzisz a potem śpisz w jego pokoju, powiedz mi jeszcze że nosisz jego ubrania.
- No w pewnym sensie, bo nie wzięłam piżamy i musiałam pożyczyć jego koszulkę...-powiedziałam i rozpuściłam włosy.
- To może skończmy tą rozmowę bo ja nie chcę usłyszeć kolejnych cudownych wiadomości. A on gdzie będzie spał?
- Oj Harry, przestań być taki zazdrosny...wiesz, że cię kocham i nie mogła bym cię zdradzić tak ? Pewnie jak zobaczy, że śpię u niego to pójdzie na kanapę, proste i logiczne.
- No właśnie nie logiczne, bo to taki cwaniak i wykorzysta każdą sytuację.
- Ale ja się tak nie dam, rozumiesz ? 
- No tak tak..okey to idź się kąpać i spać. Kocham cię, pa..- rozłączył się a ja weszłam pod prysznic który był jak pokój z mojego dawnego mieszkania.
Wykąpałam się i ubrałam w koszulkę wcześniej pożyczoną od Justina. Weszłam do jego pokoju i klapnęłam na łóżko. Nie minęło 20 minut a ja już spałam. 

Niedziela, godzina 09,24
- Ekhem..- usłyszałam i od razu się zerwałam.
- O Harry co ty tu robisz ? ...-zapytałam.
- Chciałem zapytać co wy tu robicie ...
- My ? ...obejrzałam się w prawo i zauważyłam Justina.
- Ale do niczego nie doszło, Harry kochanie. Uspokój się i daj mi wyjaśnić.
- Tak ? ..wiesz nie musisz mi niczego wyjaśniać. Zawiodłem się i to strasznie.
- Harry kochanie...-powiedziałam a on czym prędzej wyszedł z domu. 
- Justin, wstawaj ..-szturchałam chłopaka.
- Co się dzieje ? ...-wstał zaspany.
- Dlaczego śpimy razem ? ...-zapytałam unosząc jedną brew.
- O nie..byłem tak zalany w trupa, że musiałem cię nie zauważyć..-mamrotał.
- Harry nas widział i mnie opieprzył. On mi nie wybaczy.
- Wybaczy, jak chcesz to mogę z nim pogadać...-powiedział i wstał z łóżka.
- Nie ja wolę sama. Teraz wybacz, muszę iść do łazienki i się ubrać i umalować. 
- Jasne idź.
Po pół godzinie byłam już przygotowana i szybo wyszłam z domu. Nie ważne, że stracę pracę. Zależy mi na nim jak na nikim innym, jest tym jedynym...Nie musiałam długo czekać bo zastałam go na ławce w central park. 
- Harry, możemy porozmawiać ? 
- Nie mamy o czym zdaje się...-odpowiedział i odwrócił się do mnie plecami.
- Ale na prawdę do niczego nie doszło. On po porostu był tak pijany, że mnie nie zauważył i się położył. Nie mogła bym cię zdradzić. Przecież o tym wiesz, mówiłam Ci. Nie jestem pierwszą lepszą dziwką.
- Na prawdę ? 
- Tak, zrozum raz na zawsze. Kocham cię.
- Ja ciebie też..-powiedział, wstał z ławki i mnie przytulił.

No i jest o to nowy. Mam nadzieję (jak zwykle), że wam się podoba i skomentujecie. Tak naprawdę to komentarze motywują do dalszego pisania. Bo wychodzi na to, że nikt tego nie czyta i przydało by się usunąć bloga, co ? ...Zapraszam do czytania i komentowania. Pozdro. : ***